Naddniestrze

Naddniestrze (oficjalnie Naddniestrzańska Republika Mołdawska) to skrawek wydarty Mołdawii w 1990 roku - obecnie autonomiczne terytorium z własną flagą i monetą, nieuznawane przez żaden kraj na świecie prócz Rosji.

Po wschodniej stronie doliny Dniestru, nieopodal granicy z Ukrainą, znajduje się polska wieś Swoboda Raszków, znana niegdyś pod nazwą Księżówka. Polscy mieszkańcy zasiedlili te tereny jeszcze przed zaborami, jednak ciągle żywa jest pamięć napływających po powstaniu styczniowym uciekinierów, którzy mieli licznie osiedlić się we wsi.
Mimo zawikłanej historii, dwustu lat rusyfikacji, prześladowań, represji z czasów zaborów oraz Związku Radzieckiego mieszkańcy wsi mają silne poczucie polskiej tożsamości i niezmiennie deklarują swą polską narodowość. Mieszkańcy na codzień używają mieszanki języka ukraińskiego, rosyjskiego i mołdawskiego natomiast nadal modlą się i śpiewają po polsku, w obrządku katolickim. W tych specyficznych i trudnych warunkach przetrwało również wiele archaicznych zwyczajów i pieśni wywodzących się nierzadko z okresu baroku. W Swobodzie ma również miejsce niespotykany nigdzie indziej obyczaj kolędniczy, w trakcie którego od chaty do chaty wędruje nierzadko setka kolędników. Zwyczaj ten został podtrzymany (a według niektórych wręcz przywrócony) dzięki działalności legendarnego już księdza Henryka Soroki, który był proboszczem parafii w Swobodzie.

Wspólna kolęda

Podejmując kolejną wyprawę chcieliśmy dotknąć bezpośrednio tego wyjątkowego zwyczaju kolędniczego, przekonać się jak mocno funkcjonuje on w społeczności, jaki ma przebieg, strukturę, a także w jakim stopniu można w nim współuczestniczyć. Na miejscu okazało się, że powitano nas z wielką radością i otwartością, po paru chwilach zostaliśmy w zasadzie wchłonięci przez grupę. Pomogły nam w tym z pewnością nasze wcześniejsze wizyty w Swobodzie. Udział kolędników z Polski, towarzyszenie instrumentów, nasze głosy i pieśni wniosły jednak zupełnie nowy element. W trakcie kolędy w naturalny sposób wyodrębniły się części śpiewane głównie przez mieszkańców (zarówno ukraińskie jak i polskie – m. in. mniej znane kolędy z kantyczek i zeszytów), części w których śpiewaliśmy pieśni z naszego repertuaru (które mieszkańcy skwapliwie podchwytywali) oraz te śpiewane wspólnie z towarzyszeniem instrumentów.


Niebywałe wrażenie robiła ta przemieszczająca się grupa ludzi. Staruszki z podróbkami reklamówek Bossa czy Nike, zakutane w barwne chusty, poruszające się często za pomocą dwóch kosturów miały w sobie niezwykłą radość, żywiołowość i humor. Zaproszone do tańca, odrzucały pokrzywione kijki i tańczyły z wprawą, zapominając o wieku i dolegliwościach. Sama kolęda miała też nietypowy charakter- była prowadzona przez księdza z lokalnej parafii. Kolędowaliśmy głównie na podwórkach, oplecionych zazwyczaj nagimi krzewami winorośli, w zasadzie nie wchodziliśmy do domów, a jak już weszliśmy naszym oczom ukazywały się czasem niewiarygodnie zdobione przestrzenie, kolorowe ściany, wyszywane kołdry, zbiory poduszek ułożone na łóżku od największej do najmniejszej, obrazki zapamiętane z rosyjskich baśni.
W zamian za kolędę gospodarze wynosili w koszach słodycze. Przed domami w żałobie grupa zatrzymywała się w ciszy, zmawiając jedynie modlitwę.
W czasie wyprawy graliśmy w kościele i prywatnych domach. Nasza wizyta wzbudziła duże zainteresowanie młodych ludzi, którzy nierzadko pierwszy raz mieli okazję usłyszeć kapelę na żywo. W czasie naszego wyjazdu ochoczo pomagali nam w pakowaniu sprzętu, bagażów dziękując za potańcówkę, którą im spontanicznie zorganizowaliśmy jednego z wieczorów.

Na Bukowinie
Wracając do Polski odwiedziliśmy naszych starych przyjaciół na Bukowinie. Graliśmy w kościele w Nowym Sołońcu, na urodzinach w Pleszy i chrzcinach w Kaczycy, wszędzie spotykając ludzi , nawiązując kolejne kontakty.


W wyprawie udział wzięli: Staszek Bielecki, Maniucha Bikont, Witek Broda, , Weronika Fibich, Rafał Foremski, Mirek Ładoś i Michał Maziarz.